Przypomniałem sobie taki stary wyjazd do Wałbrzycha na mecz z Zagłębiem. Nie pamiętam który to był dokładnie rok, ale coś początek lat 80-tych. Jedziemy sobie do Wałbrzycha, śpimy w pociągu, aż tu nagle pobudka - stacja Breslau (Wrocław). Przy oknie stal Ś.P. Mrówa ze Śródmieścia, a na peronie pełno Śląska. Godzina 4 rano, a oni na to - z Arki jesteście? Mrówa odpowiada - TAK, oni - A ilu Was jest? Mrówa odpowiada - kilkunastu... A oni na to - czekamy na Zawiszę... (tydzień wcześniej na meczu w Bydgoszczy Śląsk dostał dość mocno po głowach), więc wam dziś odpuścimy. Ale podszedł gość ze Śląska i pyta sie Mrówy... - A czy są z Wami Róża i Szczur? Bo jak są to macie wp…erdol. Mrówa odpowiada, że ich nie ma... lecz po chwili z przedziału wychodzi zaspany Róża i pyta się - chłopaki jaka to stacja? Mrówa na dzień dobry tak jak stał przy oknie został zbombardowany... i było małe wpi…dol. Najpierw zabarykadowaliśmy się w przedziale, szło nieźle, gdy na korytarzu pojawiło się takich dwóch swego czasu słynnych braci ze Śląska – Mazurów (dość duzi panowie...) i wyrwali całe drzwi. Wtedy osprzętowany Śląsk wbił nam się do przedziału. Ja zdążyłem wziąć w rękę chyba ze 3 szaliki Arki i wyskoczyłem przez okno... gonili mnie chyba ze 20 minut po bocznicy i tych pociągach, które stały akurat w pobliżu. Wskoczyłem w byle jaki pociąg, ale gdy ruszył okazało się na szczęście, że to ten sam pociąg do Wałbrzycha. Wszyscy dostali po głowach, barwy potracone tylko te szaliki z którymi wyskoczyłem przez okno nam się ostały. Dodam tylko, że Śląska było około 100, może więcej, a nas chyba 11-tu... takie były czasy. Czekali na nas też w drodze powrotnej, ale akurat Górnik Wałbrzych jechał na Olimpie Poznań o ile pamiętam i rozgonili Śląska we Wrocławiu
Z cyklu wyjazdy nieznane: parę słów o wyjeździe na Górnik Konin, który to miał miejsce w 2 tygodnie po sławnej inwazji na Wronki 95’, a Arka zdaje się, że była już wtedy zdegradowana lub prawie. Jak to zawsze za starych czasów w Gdyni bywało po zajebistej mobilizacji nastąpiła wtopa wyjazdowo - frekwencyjna. Należy bowiem zaznaczyć, że w ciągu 3 sezonów 2 ligi 1992-95, na możliwych ponad pięćdziesiąt wyjazdów byliśmy grupą większą niż kilka osób na może 15. Do Konina ruszamy nie prostą droga przez Poznań, bo to przecież była największa kosa, a we Wronkach przestawiliśmy auto Banitom, więc generalnie kierunek ten odpadał. Jedziemy w 4 osoby przez Kutno całą noc, dojeżdżamy do Konina ok. 7 rano, a tam piździ jak w kieleckim. Zakupujemy browarki (była to pamiętam pracująca sobota, wszyscy walili do tyry i do szkoły), instalujemy się w piaskownicy niedaleko dworca PKP i niezadługo zjawiają się ci co zawsze, pytając ilu nas będzie. My rezolutnie, że parę autokarów, więc psy zwołały pół wielkopolskiej prewencji i tak dalej. Cały dzień leje jak z cebra, po pewnym czasie śmigamy do baru na dworcu na jakąś szamkę, a tam ksero na ścianach i oknach "dziś mecz piłki noRZnej Górnik Konin - Arka Gdynia zajebać arkowców zbieramy się tu i tam i takie tam pierdoły heh". Jemy zupę, a do szyby przytula się kilku bardzo młodocianych koninian, którzy na jeden ruch ręką C., który podnosił łyżeczkę do zupy, się zerwali… no jazda jak nie wiem... na stadionie w ch.. prewencji, nas 4, polewaczka przy strugach deszczu hehe... potem dojeżdża auto z W., Ś.P. Paw. i kimś kogo już nie pamiętam. Konin i Lech zbiera się cały mecz próbując naszą siódemkę sprowokować ale Ś.P. Paw. rozgrzewką strechingu skutecznie ich zniechęca choć zbieraliśmy breszki cały mecz. Ogólnie drzemy ryje 90 minut, a jedyne barwy to był jeden szal i mikroskopijna flaga Szwecji. Po meczu wracamy z piłkarzami bez problemów (stawiają obiad i browary) dzięki ostatniemu prawdziwemu prezesowi Arki Jackowi Dziubińskiemu. Wyjazd z kategorii niezapomnianych. Czasy były inne ale fanatyzm ten sam.
Odnośnie zgody z Górnikiem Zabrze i jej zakończenia: nie pamiętam kto, gdzie i kiedy zapoczątkował przyjaźń z kibicami z Zabrza, ale gdy ja zacząłem jeździć na wyjazdy w roku 1983 to ta zgoda już była. Wtedy był w Gdyni dziwny klimat, bo trzymaliśmy z Górnikiem Zabrze, Polonią Bytom, GKS-em Katowice, GKS-em Tychy plus z wieloma innymi ekipami. Mi najbardziej odpowiadało jeżdżenie do Zabrza i Bytomia, inni odwiedzali Tychy, inni znowu Katowice... itd. Ale wracając do tematu Żaboli to zawsze jeździła nas tam spora grupka... W czasach, gdy Arka dołowała w 3 lidze lub chwilami grała w 2 lidze jeżdżenie na pucharowe meczyki Górnika to było niezłe przeżycie. Sam byłem tam coś około 25-30 razy. Zawsze już na PKP czekał na nas komitet powitalny... i rozpoczynała się zabawa w pobliskich lokalach. Najlepsze meczyki, na których byłem to na pewno te pucharowe Górnika z Realem Madryt, Juventusem, HSV Hamburg, Olympiakosem Pireus, Glasgow Rangers czy derbowe z Ruchem, Sosnowcem czy Katowicami. Zabrze po tylu wizytach znałem już prawie na pamięć… (nie tylko ja), a koniec zgody z Górnikiem to o ile pamiętam był mecz reprezentacji w Zabrzu chyba ze Słowacją. Zgoda rozsypała się dlatego, ze Górnik zrobił sobie zgodę z Ruchem Chorzów, którą nazwali śląską siłą. Na tym meczu podziękowaliśmy Żabolom za zgodę i nasze kontakty się zakończyły. Oczywiście nie długo później ich śląska nowa zgoda się też rozpadła, zresztą to było do przewidzenia. Oczywiście prywatne kontakty cześć z Nas utrzymuje do dnia dzisiejszego.
Książka dostępna w księgarni Unibook.com