Tak, jak napisaliśmy w poniedziałek, niedzielny mecz będzie kluczowym dla dalszych losów trenera Pawła Sikory w Arce. Sam zainteresowany w wywiadzie udzielonym "Dziennikowi Bałtyckiemu" podkreśla jednak, że trener w polskiej lidze musi cały czas czuć stan zagrożenia: - Myślę, że w polskiej lidze zagrożenie trenerów utratą pracy jest stałym elementem towarzyszącym uprawianiu tego zawodu. Najczęściej, jak drużynie nie idzie, głową może zapłacić trener. Nie oznacza to jednak, że żyję pod szczególną presją. Bardziej staram się skupić na tym, co zrobić, aby zespół grał lepiej, skutecznie i zaczął wygrywać. Bo nie mam wątpliwości co do tego, że miejsce Arki jest w czołówce tabeli.
Trener podkreśla, że sam bierze największa odpowiedzialność za wynik, który jest bardzo daleki od oczekiwań kibiców Arki. Nasz zespół był wymieniany w gronie faworytów do awansu, tymczasem, w przypadku braku wygranej nad Kolejarzem, znajdziemy się najprawdopodobniej w strefie spadkowej! To nowa sytuacja, bo w poprzednich dwóch sezonach, mimo słabej gry, Arka rzadko spadała poniżej środka tabeli. Trener podkreśla, że do takiego stanu rzeczy przyczynił się też brak taktycznego pola manewru, związany ze szczupłą kadrą Arki oraz niższa od oczekiwanej forma liderów.
- Marcusa i Szwocha stać na zdecydowanie lepszą grę, obaj zdecydowanie więcej jakości powinni wnosić do gry zespołu. I takiej właśnie, zdecydowanie lepszej postawy, oczekuję od nich w najbliższych spotkaniach. Gdyby wszyscy zawodnicy mojej drużyny mieli mentalność Tomasza Jarzębowskiego, to Arka miałaby szanse wygrać każdy ligowy mecz. Myślę, że i teraz ma takie możliwości, tylko nie może odbijać się od ściany do ściany. Czyli wygrywać z liderem z Bełchatowa na jego boisku, a przegrywać w Gdyni z Okocimskim czy ROW-em Rybnik.