Arka Gdynia - Chojniczanka Chojnice 1:1 (Renusz 45' - Mikołajczak 79'). Karne 2:3
Arka: Jakub Miszczuk - Przemysław Stolc, Alan Fialho, Michał Marcjanik, Paweł Wojowski - Antoni Łukasiewicz, Damian Mosiejko - Patrik Lomski (46' Rashid Yussuff), Grzegorz Tomasiewicz (75' Rafał Siemaszko), Michał Renusz - Paweł Abbott (68' Sebastian Szerszeń)
Chojniczanka: Dominik Hładun - Wojciech Lisowski (12' Łukasz Kosakiewicz), Piotr Kieruzel, Marcin Biernat, Damian Garbacik - Bartłomiej Niedziela, Paweł Zawistowski, Radosław Bartoszewicz (55' Maciej Rogalski), Rafał Grzelak, Paul Grischok (46' Tomasz Mikołajczak) - Andrzej Rybski
Żółte kartki: Yussuff, Renusz (Arka) - Zawistowski, Grzelak (Chojniczanka)
Sędzia: Artur Aluszyk (Barlinek)
Widzów: 3800
To był w gruncie rzeczy dziwny mecz. Mimo mocno eksperymentalnego składu, do przerwy wydawało się, że Arka ma wszystko pod kontrolą i tylko cud pozbawi nas awansu do kolejnej rundy, ale z każdą kolejną minutą obawy narastały. Błędy trenera i piłkarzy powodowały nerwowość i coraz większą przewagę gości. Bramka wyrównująca wisiała w powietrzu i w końcu padła po stracie Mosiejki przed własnym polem karnym. Oba zespoły szły cios za cios, aż przyszła dogrywka i rzuty karne, w których, co chyba nikogo nie zdziwiło, polegliśmy.
Trener Grzegorz Niciński nie chciał wygrać Pucharu Polski za wszelką cenę. Nie podjął stanowczej próby. Nie rzucił rywalom rękawicy. Nie chciał atrakcyjnego dwumeczu z Legią Warszawa (ew. Derbów Trójmiasta) w ćwierćfinale Pucharu Polski. W kuluarach mówiło się, że zmieni najwyżej 2-3 zawodników, ale wymienił prawie całą jedenastkę. Wolał sprawdzić dziś piłkarzy, z których i tak nie skorzysta w większym wymiarze czasowym przez całą rundę, tego jesteśmy pewni. Zdecydował się przeprowadzić poligon doświadczalny. Od momentu, gdy objął Arkę przyjął system powolnego wprowadzenia młodych zawodników. Tak było choćby z Tomasiewiczem. Dziś na kluczowe fragmenty wystawił aż trzech debiutantów. Był to pewien pomysł, jego święte prawo, ale dające czytelny sygnał, jakie są priorytety. Chwała drużynie, która zagrała dziś z poświęceniem, determinacją, ale w kluczowych momentach zabrakło po prostu piłkarskiej jakości. Zabrakło na przykład Michała Nalepy w środku pola, zabrakło Marcusa i... tak, tak, Pawła Abbotta w ataku (zszedł zbyt szybko). Zabrakło świeżości i szybkości skrzydłowym, którzy w wielu sytuacjach jeden na jednego nie potrafili zrobić przewagi w końcówce meczu.
Karne? Jeśli drugi trener mówi w oficjalnym wywiadzie, że zespół ich nie trenuje to, cóż... jasny sygnał, że awans oddajemy walkowerem. Podobno Arkowcy ćwiczyli ten element pół godziny, ale widocznie i to było zbyt mało. Brawo dla Przemka Stolca i Alana. Obaj byli dziś najlepsi w Arce, zagrali rewelacyjne zawody, do tego wiedzieli gdzie i jak chcą zmieścić "jedenastkę". Arka nie może pozwolić sobie na to, żeby tak klasowy piłkarz jak Alan siedział na ławce, a Przemek i Paweł Wojowski dali dziś sygnał, że są bardzo poważnymi alternatywami na boki obrony dla podstawowych piłkarzy. To plusy. Minusy? Było ich znacznie więcej. Wiemy, że zespół pozbawiony liderów nie ma pomysłu, jaki bronić prowadzenia. Wiemy, że trenerzy nie mają kompletnie pomysłu na rzuty karne, jeśli do decydujacego strzału wyznaczają stremowanego debiutanta. Wiemy w końcu, że wszyscy się wciąż uczą i oby ta nauka dała punkty w lidze, bo emocji związanych z Pucharem Polski w sezonie 2015/2016 nikt już nam nie zwróci. Gramy dalej, ze sporym niedosytem i poczuciem zawodu.